Oyvind Rognlien Skovli. "Kupowanie diesla w Norwegii to coraz większy wstyd"
Dlatego postanowiliśmy spytać u źródła: szefa komunikacji Audi w Norwegii. Firmy, której flagowy model znalazł się na czele rankingu elektryków w 2020 roku. Oto co nam powiedział Oyvind Rognlien Skovli.
Łukasz Kifer, Moto.pl: Kilka dni temu byłem w Trondheim. Widziałem ludzi na rowerach i hulajnogach ślizgających po oblodzonych chodnikach. Warunki były trudne, ale nie zauważyłem żadnej irytacji ani rezygnacji. Czy to pogoda tak zahartowała Norwegów?
Oyvind Rognlien Skovli, Audi: Nie wiem, jak bardzo twardzi jesteśmy, ale na pewno przyzwyczajeni do nieprzyjaznej pogody. W pewnym momencie przestaliśmy zwracać na nią uwagę. Przez większość roku jest ciemno i zimno, zwłaszcza na szerokości geograficznej Trondheim. Norwegowie lubią korzystać mikromobilności: hulajnóg i rowerów również zimą.
Właśnie wtedy odniosłem wrażenie, że jesteście narodem, który rzadko się poddaje albo zbacza z raz obranego kierunku. Może stąd się bierze fenomen samochodów elektrycznych w Norwegii?
Pierwszą i najważniejszą przyczyną udanej elektryfikacji rynku w Norwegii były wysokie zachęty finansowe. Samochody w Norwegii są bardzo drogie ze względu na duże podatki. Dlatego kiedy rozpoczęliśmy proces elektryfikacji jakieś dziesięć lat temu, wiedzieliśmy, co robić. Trzeba było zlikwidować te podatki w przypadku samochodów elektrycznych.
Audi Q4 Sportback e-tron fot. ŁK
Wówczas były to auta mniejsze, mniej komfortowe i o mniejszym zasięgu, niż spalinowe. Dlatego potrzebowały dodatkowych argumentów, aby przekonać do siebie kierowców. Wciąż wymagają wspomagania, bo ich produkcja jest droższa niż spalinowych, ale teraz są o wiele lepsze. Coraz więcej osób wybiera je z powodu ich atutów, a nie zachęt finansowych.
Sam jeżdżę Audi Q4 e-tronem. W zeszłym tygodniu czekała mnie dłuższa podróż, więc profilaktycznie zamieniłem je na Audi Q5 z napędem hybrydowym typu plug-in. W trakcie podróży pożałowałem, bo poczułem, jakbym cofnął się w przeszłość o dobre pięć lat. Moje Q4 e-tron jest znacznie lepszym, wygodniejszym i cichszym autem. Myślę, że główna przyczyna nieuchronnego sukcesu samochodów elektrycznych to ich przewaga technologiczna.
To prawda, a nie PR-owa gadka. Bardzo trudno się wraca do tradycyjnych aut. Elektryki są od nich lepsze niemal pod każdym względem. Podobne zdanie mają nasi klienci. Wiemy, bo przeprowadzamy badania. Praktycznie nikt nie chce wracać do samochodów spalinowych, jeśli spróbuje elektryka. Trzeba się do nich przyzwyczaić, ale później nie ma odwrotu.
Pieniądze też na pewno pomagają, bez nich nie byłoby infrastruktury, ani zachęt. Ale wierzę, że kluczem jest mentalność społeczeństwa, które popiera działania rządu. Dlatego chcę wrócić do waszej konsekwencji. Czytałem, że zaczęliście zmieniać przemysł energetyczny i infrastrukturę jeszcze wcześniej niż pan powiedział, wyprzedzając rewolucję w motoryzacji. Jak to możliwe?
Gromadziliśmy potencjał od dawna. Mimo to nawet w Norwegii sytuacja wciąż jest daleka od ideału. Zwłaszcza na północ od miejsca, do którego dotarliście. Powyżej Trondheim zdarzają się problemy z infrastrukturą. W tej części Norwegii trzeba odbywać bardzo dalekie podróże, mamy mroźne zimy, a szybkich ładowarek jest zbyt mało.
Jeszcze nie pokryliśmy nimi całego kraju. Proces zaczął się w latach 90., ale dotyczył głównie największych aglomeracji i głównych tras. Stan sieci ładowania na północy wciąż pozostawia wiele do życzenia. Jeszcze nie dotarliśmy do mety, ale w porównaniu z większością krajów jesteśmy nieźle rozpędzeni.
To chyba kwestia perspektywy. Z mojej jesteście doskonale przygotowani. W Polsce od zaledwie miesiąca mamy trzy stacje szybkiego ładowania Ionity. Na prawie 40 milionów ludzi.
Na szczęście wraz z rosnącym zasięgiem samochodów elektrycznych, potrzeba coraz mniej szybkich ładowarek. Na co dzień ich praktycznie nie używam, tylko w czasie podróży. Ładuję auto w nocy w domu i zawsze wystarcza mi zasięgu. Tak naprawdę robię to raz lub dwa w tygodniu.
Przystanek na stacji szybkich ładowarek Ionity. Audi Q4 Sportback e-tron. Misja Norwegia fot. ŁK
Sprzedaż samochodów na prąd rośnie u was od lat, ale 2020 roku Norwegowie dosłownie rzucili się na elektryki. Przede wszystkim na Audi e-tron, które było liderem całorocznego rankingu. Trudno uwierzyć, że mógł się nim stać luksusowy SUV na prąd. Jakim cudem?
To dobre pytanie, sam o tym ostatnio myślałem. Złożyło się kilka czynników. Po pierwsze rosnąca popularność SUV-ów. Nie tylko ze względu na warunki drogowe, Norwegowie polubili SUV-y. Przekonał ich napęd na cztery koła, przestrzeń w środku i komfort jazdy. Aż nagle na rynku pojawił się elektryczny SUV, który nie zmuszał do kompromisów: Audi e-tron. Pełnowymiarowy model klasy premium, ze wszystkimi bajerami, jakie sobie można wymarzyć. W dodatku na prąd, a dzięki temu w atrakcyjnej cenie.
Audi e-tron zadebiutowało w atrakcyjnej specyfikacji, dostosowanej do potrzeb norweskich klientów. Okazało się produktem idealnie trafiającym w ich potrzeby i wprowadzonym na rynek w doskonałym momencie. Dla bardziej oszczędnych kierowców mieliśmy też wersję Audi e-tron 50, która znacznie obniżała próg finansowy w porównaniu z e-tronem 55. Obie odmiany łącznie zaspokoiły potrzeby dużej części rynku.
Decyzja Audi o zrobieniu kompletnego elektrycznego samochodu bez żadnych kompromisów, zaprocentowała. Wielu klientów czekało na taki model, ale brakowało go na rynku. Kiedy się pojawił, skorzystali z okazji. Dla nas w Audi, fenomen e-trona w Norwegii był fantastyczną zawodową przygodą, zwłaszcza że jego nabywcy są bardzo zadowoleni ze swych aut.
Audi Q4 Sportback e-tron. Misja Norwegia fot. ŁK
Wymieniliśmy kilka pasujących elementów norweskiej układanki: infrastruktura, gęstość zaludnienia, mentalność, struktura przemysłu energetycznego. Coś pominąłem?
Tak, to drobiazg, ale ważny. Nie można przecenić zachęt finansowych, które odegrały najważniejszą rolę, ale istotne jest też nastawienie Norwegów, którzy naprawdę chcą dbać o środowisko naturalne. W naszym kraju kupowanie auta z silnikiem diesla to coraz większy wstyd. Rośnie presja społeczna na wybieranie ekologicznych rozwiązań. Poza tym im więcej elektryków na drogach, tym więcej osób zdaje sobie sprawę, że to technologia przyszłości. Dlatego nie chcą inwestować w przestarzałe rozwiązania.
Ma pan jakąś radę dla Polski? Możemy jakoś wzorować się na Norwegii, żeby przyspieszyć transformację? Czy każdy kraj musi znaleźć własną drogę i prędkość?
Z naszej perspektywy łatwo jest mówić innym: powinniście przyspieszyć elektryfikację. Wiem, że to nie takie proste, bo wymaga wyraźnych zachęt finansowych, na które nie wszystkie kraje mogą sobie pozwolić. Ważne jest, żeby jak najwięcej osób mogło samodzielnie spróbować samochodów elektrycznych. Powinni sami poczuć różnicę. Do tego niezbędna jest dobrze wyposażona i wyszkolona sieć sprzedaży. Poświęciliśmy na to w Audi dużo czasu i wydaliśmy sporo pieniędzy.
Jazda elektrykiem nie jest takim dużym kompromisem, jak się ludziom wydaje, ale muszą sami się o tym przekonać. Warto również korzystać z pomocy dziennikarzy i ambasadorów elektryfikacji, którzy ośmielą ludzi. Nowe auta na prąd są coraz lepsze i tańsze, więc z każdym rokiem będzie łatwiej.
Właśnie dlatego przejechaliśmy elektrycznym Audi Q4 Sportback trzy tysiące kilometrów w sześć dni.
Audi Q4 Sportback e-tron. Droga Atlantycka. Misja Norwegia fot. ŁK