MOTO 2030 to piątkowy cykl Gazeta.pl, w którym poruszamy najważniejsze tematy dotyczące przyszłości motoryzacji, transportu i technologii. Nie zabraknie tu także ciekawych historii konstruktorów oraz opisu dziejów firm, których przeszłość ma wpływ na to, jak będzie wyglądała motoryzacja przyszłości. Samochody, drogi i miasta na naszych oczach bardzo dynamicznie się zmieniają. Co piątek dziennikarze Moto.pl będą o tych zmianach pisać. Tutaj znajdują się wszystkie artykuły z cyklu MOTO 2030.
Norwegia to kraj z największą flotą takich aut per capita na świecie i pierwszy, w którym odsetek elektryków sięgnął 20 proc. Analitycy z McKinsey & Company twierdzą, że liczba samochodów na prąd w Norwegii przekroczyła już poziom masy krytycznej. To znaczy, że została w tym kraju tzw. przełomową innowacją (ang. disruptive innovation). To model biznesowy, który sprawia, że nowa technologia staje się tak powszechna i przystępna finansowo, że wypiera z rynku przestarzałą. Tak, chodzi o samochody spalinowe.
Jak to możliwe i dlaczego się wydarzyło właśnie w Norwegii? Najkrótszą odpowiedź stanowią dwa słowa: pieniądze i konsekwencja. Rządy innych krajów powinny analizować ten przypadek, jeśli chcą przyspieszyć elektryfikację.
Pierwszym składnikiem sukcesu jest stała strategia rządu w tej sprawie, która nie zmienia kierunku jak chorągiewka po każdych wyborach. Jest realizowana w uporządkowany sposób od 1990 r. To polityka, która sprytnie łączy zachęty finansowe oraz podatki, czyli przysłowiowe: marchewkę i kij.
Wprowadzenie jej było stosunkowo łatwe, bo Norwegia jest krajem wysokich dochodów, ale i równie wysokich podatków. Szefowa norweskiego stowarzyszenia samochodów elektrycznych Christina Bu wyjaśnia to w prosty sposób:
Opodatkowaliśmy to, czego nie chcemy i zaczęliśmy promować to, czego chcemy. Tak zaczynała się transformacja elektryczna w Norwegii
- Christina Bu, Sekretarz Generalna Norsk Elbilforening
Samochody osobowe są obciążone podatkiem, który zależy od kombinacji różnych cech auta: masy własnej, emisji CO oraz NOx. Podatek jest progresywny, co oznacza, że duże modele z napędem spalinowym stają bardzo drogie. Jest stale zmieniany w zależności od stanu rynku. Ostatnio jego wysokość zależy w większym stopniu od poziomu emisji, a w mniejszym od masy własnej. Ponadto każdy, kto przesiada się z auta spalinowego do elektrycznego, nie musi wnosić opłaty fiskalnej związanej z jego utylizacją.
Dzięki takim działaniom udało się praktycznie zrównać ceny samochodów spalinowych oraz elektrycznych likwidując tym samym podstawową wadę tych ostatnich: wysoki próg ekonomiczny. Ponadto właściciele elektryków mogą w Norwegii korzystać z szeregu przywilejów. Część z nich znamy również z Polski. Chodzi o likwidację opłat promowych, drogowych i parkingowych, możliwość jazdy buspasami i wjazdu do centrów miast.
Powyższe zachęty działały tak dobrze, a sprzedaż samochodów zeroemisyjnych rośnie w tak szybkim tempie, że niektóre ustępstwa są stopniowo redukowane albo wycofywane. Wciąż jednak samochodem na prąd można jeździć w Norwegii łatwiej i taniej.
Sukces regulacji finansowych nie byłby możliwy bez jednoczesnej inwestycji w infrastrukturę służącą do ładowania akumulatorów. Jej brak jest drugą największą barierą hamującą wzrost popularności samochodów na prąd. To wydaje się oczywiste, ale wiele państw oczekuje od obywateli kupowania takich aut, a jednocześnie nie zapewnia cywilizowanych warunków do ich używania. Polska to modelowy przykład takiego niekonsekwentnego działania.
W Norwegii jest inaczej. W kraju zamieszkałym przez tak niewielu ludzi jest około 17 tys. ładowarek, a ponad 3,3 tys. z nich to urządzenia pozwalające na szybkie uzupełnienie prądu w akumulatorach (dane z 2020 roku). To ponad 9 proc. wszystkich stacji w Europie, a przecież Norwegowie stanowią zaledwie 0,7 proc. europejskiej populacji.
Żartobliwie można napisać, że reszta jest w Holandii. Tak naprawdę Norwegia plasuje się na czwartym miejscu w Europie po Niderlandach, Niemczech i Francji pod względem całkowitej liczby stanowisk do ładowania. Nie wszystkie statystyki uwzględniają Norwegię, ponieważ ten kraj nie jest częścią Unii Europejskiej. Tak zdecydowali w referendum jej obywatele.
Za to Norwegia była członkiem-założycielem EFTA (Europejskiego Stowarzyszenia Wolnego Handlu) oraz jest uczestnikiem EWG (Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej). Przy analizowaniu statystyk dotyczących Norwegii, trzeba wziąć pod uwagę jej uwarunkowania ekonomiczne, geograficzne i demograficzne.
Norwegia jest krajem o dużej powierzchni (323 tys. km2) i małej liczbie mieszkańców (5,4 mln). Gęstość zaludnienia wynosi 17,3 mieszkańca na kilometr kwadratowy. Dla porównania w Polsce ten wskaźnik to 123 os./km2. To oznacza, że wizyta u sąsiada albo w supermarkecie często jest prawdziwą wyprawą. A jak wiadomo, zasięg przez długi czas był piętą achillesową samochodów na prąd.
Norwegia wcale nie jest państwem, w którym demokratyzacja elektryków powinna być łatwym zadaniem. Na przeszkodzie stoją duże dystanse do pokonania, nieprzyjazny mroźny klimat i wymagające ukształtowanie powierzchni. Około 45 proc. powierzchni stanowią góry, co czasem przeszkadza, ale niekiedy pomaga samochodom na prąd.
Na szczęście pewne norweskie okoliczności jednoznacznie sprzyjają elektrykom. Chodzi o przede wszystkim strukturę przemysłu energetycznego, wyjątkowe bogactwo i długofalową, kompleksową politykę klimatyczną, ale również dużą chęć Norwegów do partycypacji w społecznych inicjatywach. Nie bez znaczenia jest też struktura zamieszkania: niemal 80 proc. Norwegów mieszka w domach różnego rodzaju. W takiej sytuacji znacznie łatwiej o montaż prywatnej ładowarki prądem przemiennym (tzw. wallbox).
Praktycznie cały norweski prąd jest wytwarzany z odnawialnych źródeł. Produkują go przede wszystkim hydroelektrownie (ponad 93 proc.), a reszta powstaje w elektrowniach wiatrowych i geotermalnych.
Skąd się bierze bogactwo potomków Wikingów? Norwegia od wielu lat jest w pierwszej piątce najbogatszych państw Europy, jeśli brać pod uwagę produkt krajowy brutto na mieszkańca. Wbrew pozorom nie tylko z ropy i gazu. To prawda, od lat 60. podstawę norweskiego przemysłu stanowi wydobycie i eksport ropy naftowej oraz gazu ziemnego.
W tej chwili jednak zawdzięcza im mniej niż 20 proc. PKB. Drugie największe źródło dochodu stanowią skarby morza. Norwegia jest po Chinach drugim państwem na świecie pod względem połowu i eksportu ryb i owoców morza. Należy do niej około 10 proc. światowego rynku.
Pozostałe główne norweskie przemysły to: stocznie i transport morski, turystyka (ok. 5 proc. PKB). Obcokrajowców przyciągają piękne krajobrazy, wyjątkowe warunki geograficzne: klimatyczne: fiordy, góry, mroźne zimy, białe noce i polarne zorze.
Inne źródła dochodu to przemysł papierniczy i ciężki (głównie metalurgiczny i chemiczny). Dzięki zrównoważonym i tanim źródłom energii elektrycznej Norwegia jest w stanie dostarczyć produkty, które wymagają dużej energii to stworzenia za niższą cenę, niż inne państwa.
Norwegia planuje, że do 2025 roku wszystkie nowe auta w sprzedaży będą zeroemisyjne. W przeciwieństwie do podobnych deklaracji innych państw, w tę łatwiej uwierzyć, mimo że granica została wyznaczona pięć do dziesięciu lat wcześniej niż w pozostałych krajach Europy.
Norweski cud łatwo skwitować stwierdzeniem: oni mają łatwiej. To prawda, ale trzeba przyznać, że Norwegowie idealnie wykorzystują swój potencjał. Prawdą jest też, że wiele elementów norweskiego planu elektryfikacji transportu indywidualnego ma uniwersalny charakter i w tych przypadkach powinnyśmy brać z nich przykład. Poza tym, zamiast narzekać lepiej się wziąć do pracy. Bo w sukcesie Norwegii można odnaleźć echa zazwyczaj prawdziwego stwierdzenia: każdy ma to, na co wcześniej zapracował.